18 maja 2010

Po co do szpitala?

Pisałam już, że lekarze POZ boją się mówić pacjentom, że zostaną w szpitalu i mówią, że na badania tylko idą. Ale bywa i tak, że rodzice dziecka wiedzą, po co przychodzą.

Matka idzie z zakatarzonym dzieckiem do Poradni "D". Diagnoza lekarza się jednak nie podoba (no cóż, może i tak być), więc matka dwa dni później zgłasza się na SOR (szpitalny oddział ratunkowy - hm, nie ma z ratunkiem nic wspólnego, traktuje się go jak POZ do którego może przyjść każdy, o każdej porze, bez żadnego skierowania). SOR kieruje dziecko do szpitala, ale matka po zbadaniu dziecka na Pediatrycznej Izbie Przyjęć płacze, że dziecka nie zostawi.

I po co ruszać góry, skoro się nie chce dziecka zostawić w szpitalu?

15 maja 2010

Rozpoznanie: matka-nauczycielka

Nie chcę tu nikogo urazić, ale niestety zawód ten jest tak specyficzny, że kiedy dziecko z rodzicami przychodzi na izbę przyjęć to po kilku pierwszych zdaniach można z 80% pewnością powiedzieć ze matka jest nauczycielką.

Bycie autorytetem dla dzieci sprawia, że osoby te maja swoje-wyrobione-jedyne-słuszne zdanie na każdy temat i jeżeli opinia lekarza jest inna to zupełnie ją ignorują. Przykładowo, jeżeli taka matka ubzdura sobie, że dziecko dostało biegunki po szpitalnym śniadaniu to choćby jej pokazać, ze dziecko ma antygeny Rotavirusa w kale, to dalej będzie winiła szpitalny posiłek.

Lekarz ma 50% szans na porozumienie z matka, jeśli ona poprawnie wyrobi sobie zdanie na temat tego, co dziecku jest i jak je leczyć, to odnosi się sukces terapeutyczny, jeśli nie, to niestety żadne tłumaczenia nie pomogą i jest się skazanym z góry na porażkę.

2 maja 2010

Im dalej w las

Ciekawe jest podejście do wizyty lekarskiej na różnych oddziałach. Pediatria: Wizyta trwa trzy godziny, w trakcie niej każde dziecko jest szczegółowo badane przez lekarzy i stażystów, ma ustalane dalsze leczenie i proponowane badania.

Interna: Wizyta trwa godzinę, każdy pacjent jest osłuchiwany tylko przez ordynatora, stażysta pisze skierowania.

Chirurgia: Wizyta trzydziestominutowa, każdy pacjent jest pytany przez ordynatora, jak się czuje. Stażysta stoi u drzwi bo nie ma miejsca.

Ginekologia: Wizyta trwa kwadrans, lekarzy jest tak wielu, ze stażysta się nie miesci na sali, ordynator ″przebiega″ przez oddział.

Wszystkie oddziały miały podobną ilość łóżek i podobnej wielkości sale. Ciekawe, ze miałam staż na tych oddziałach w powyższej kolejnosci, więc dzieci na pediatrii znałam, pacjentów na internie znałam jeśli leżeli tydzień i dłużej lub na ″mojej″ sali i badałam ich codziennie przed wizytą. Pacjentów chirurgii znalam jesli ich przyjmowałam do oddziału, ale na sali ich już później nie widziałam. Pacjentek ginekologii nie widzialam, chyba ze miały usg albo rodziły na bloku porodowym. I nie zależało to od zaangażowania w życie oddziału.

1 maja 2010

Gdzie jest dziecko?

Wizyty domowe w ramach Poradni "D"

Otwiera matka.

Dr: Gdzie jest dziecko?
Matka: A, do sklepu poszło...