Przyjeżdżamy karetka pogotowia do delikwenta, który w stanie nietrzeźwym spadł ze schodów i leży na klatce schodowej, cały poobijany, głowa wielka jak wiadro, takie krwiaki. Leży w kałuży krwi i moczu. Zabieramy go i po opatrzeniu najpilniejszych ran zawozimy na izbę przyjęć.
Nastepnego dnia telefon na 999 z pretensjami od lokatora: Jak to tak może być, jak my mamy się poruszać po takiej klatce schodowej, kiedy tam jest pełno krwi, moczu i nie wiadomo czego jeszcze. To nie do pomyślenia, jak można nie umyć klatki za sobą. Przecież jest niedziela rano, sprzątaczka była wczoraj i przez kilka następnych dni jej nie będzie.
Niech tutaj natychmiast ktoś z pogotowia przyjedzie i klatkę umyje!
Boże widzisz, a nie grzmisz... Jak ktoś od was z pogotowia pojedzie, to niech posprząta klatkę od góry do dołu. Sprzątaczka będzie miała wolne w tym tygodniu... Niech się cieszą, że ten człowiek nie zmarł im na klatce...
OdpowiedzUsuńSerio?!
OdpowiedzUsuńPowinnam płakać ale się zaczęłam śmiać
Serio serio, jak wszystko na blogu. Co prawda to tylko z opowiadań sanitariuszy, ale zdarzyło się na prawdę.
OdpowiedzUsuńSerio można być aż takim idiotą?
OdpowiedzUsuń