Sytuacja wyglądała tak: Na oddziale chirurgii jest siedmioro lekarzy, w tym czworo klinicznych. jeden z nich jest na urlopie, jeden chory, więc zostaj sześcioro. Na dzień przewidziane są cztery operacje: czasochłonny guz trzustki - operuje trzech lekarzy, a po skończeniu tego zabiegu ten sam skład przeprowadza drugi zabieg. Na drugiej sali zaś laparoskopowe usunięcie pęcherzyka żółciowego, a następnie klasyczne usnięcie pęcherzyka (operuje dwu lekarzy i student w asyście). Zajęcia mieliśmy od 8:00 do 12:15. Dobiega 12:00, a tu na bloku dzwoni telefon, że na dole pacjenci w poradni czekają zniecierpliwieni od 9:00 żeby ktoś do nich zszedł.
- Jasne, pewnie myślą, że siedzimy i kawę pijemy - odpowiada lekarz zza stołu operacyjnego.
- Proszę powiedzieć, że trzeba czekać. No chyba, że studentów tam wyślemy i ich załatwią...
- Albo nasz anestezjolog zejdzie do pacjentów? (jest jeden anestezjolog i jedna pielęgniarka anestezjologiczna na dwa równoległe zabiegi).
Na to anestezjolog z właściwym sobie spokojem odpowiada:
- Bardzo chętnie, tylko najpierw wam pacjentkę wybudzę (brzuch otwarty, jelita na zewnatrz).
- I tak wam zemdleje, jak zobaczy co ma w brzuchu.
Pacjenci czekali do 13:15, aż zabiegi się skończyły i zszedł do nich skonany 5-godzinnym operowaniem chirurg bez śniadania. Chyba przestraszyli się, że "student ich załatwi" i biedni spokojnie czekali.
Nie ma co się obrażać, ty pewnie też nie byłabyś zachwycona gdyby student czyli jeszcze nie lekarz Cię leczył.Każdy jest tylko człowiekem.
OdpowiedzUsuńHm, nie wiem kto miałby się obrażać. W każdym bądź razie chodzi o komizm chorej sytuacji, gdzie lekarzy nie jest wystarczająca ilość, a nie o jakiekolwiek obrażanie się. :-)
OdpowiedzUsuń