1 lutego 2009

Syndrom wyparcia

Rodzice mają dwójkę dzieci: trzyletnie zdrowe i dwumiesięczne z wrodzonym zespołem wad mnogich (m.in. wodogłowie, wada serca). Jest to zespół, z którym dziecko nie może się normalnie rozwijać, wodogłowie ciągle narasta, uciska na neurony i je niszczy, pojawiają się napady padaczkowe i rozmaite objawy związane z nadciśnieniem śródczaszkowym.

Ale według matki wodogłowia to już nie ma tak właściwie, a jedyną chorobą, na jaką trzeba dziecko leczyć obecnie jest astma oskrzelowa wczesnodziecięca.Obraża się na lekarza, który mówi jej, że dziecko nie będzie długo żyło i żeby poświęcała też czas swojemu drugiemu dziecku, a nie zaniedbywała przebywając od urodzenia go (czyli dwa miesiące) w różnych szpitalach z chorym dzieckiem.

Inni rodzice dziecka z podobnym zespołem operowali z kolei dwuletniemu synowi niezstąpione jąderka, chodzili z nim do logopedy, bo nie mówił... Nie chodzi mi o to bynajmniej, żeby się tym dzieckiem nie zajmować, tylko może żeby zaoszczędzić jemu i sobie niepotrzebnego bólu. Dziecko umarło w wieku trzech lat.

3 komentarze:

  1. Bo tak jest, mechanizmy obronne rodziców i wszystkich ludzi na ziemi sa podobne. Chronią sie przed bólem, a jak przed cierpieniem bronisz się Ty?

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimie - chciałabym zauważyć, że w kontekście treści tego postu twoja wypowiedź (w tym pytanie do autorki bloga o jej obronę przed cierpieniem) wykazuje zrozumienie przeczytanego tekstu na poziomie komentarzy z Onetu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę że rodzice chłopca nie potrafili pogodzić się z tą okrutną diagnozą:( Starali się żeby ich dziecko było normalne, aż do samego końca wierząc, że wszystko będzie dobrze. Nie potrafili bezczynnie czekać!
    Jego śmierć musiała byc dla nich wielkim szokiem.

    OdpowiedzUsuń

Tutaj możesz umieścić swój komentarz.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.